Strach zajrzał w oczy władzom Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Pierwszy raz od wybuchu afery wokół uczelni jej rektor przyznał, że przyszłość szkoły wisi na włosku.
W podobnym tonie wypowiadał się wczoraj prof. Andrzej Nowakowski, rektor łódzkiej akademii.
– Uczelnia może przestać istnieć. Studenci mogą stracić to miejsce, a pracownicy zatrudnienie. Ministerstwo ingeruje w wolność kształcenia. Nie karze przez to uczelni, ale studentów – mówił rektor.
To nowość, bo do tej pory uczelnia robiła dobrą minę do złej gry. Władze szkoły zapewniały o realizowaniu programu naprawczego, a decyzja ministerstwa o zamknięciu informatyki była dla nich zaskoczeniem. Skąd ta nagła zmiana postawy?
– Mamy nieoficjalne informacje, że ministerstwo planuje zamknąć całą szkołę. Czujemy się bezradni, bo minister Barbara Kudrycka lekceważy nasze prośby o spotkanie – żaliła się Aleksandra Mysiakowska.
Bartosz Loba, rzecznik resortu nauki, takie słowa kwituje krótko: – To manipulacja. Według niego, do spotkania minister Kudryckiej z władzami uczelni ma dojść w przyszłym tygodniu. Do tego czasu decyzja o likwidacji uczelni na pewno nie zapadnie.
– Lepiej byłoby, gdyby uczelnia skoncentrowała się na wypełnianiu wymogów i przygotowaniu programu naprawczego, zamiast wprowadzania w błąd studentów – powiedział Bartosz Loba.
Studenci rzeczywiście są zdezorientowani. W szczególnie trudnej sytuacji są ci, którzy studiowali w AHE informatykę, kilka dni temu zamkniętą przez resort. Uczelnia nie może przyjmować nowych studentów, a ci słuchacze, którzy nie obronili jeszcze swoich prac, dokończą naukę w innej szkole. Akademia za wszelką cenę próbuje im utrudnić przenosiny.
– Akademia nie chce mi wydać dokumentów. Dowiedziałem się, że dostanę dokumenty tylko jak podpiszę papier, że to ja sam rezygnuję z nauki. I na dodatek usłyszałem, że wciąż muszę płacić czesne – denerwuje się Marcin Krzemiński, student II roku zaocznej informatyki.
Tymczasem władze uczelni namawiają studentów do składania pozwów w trybie administracyjnym przeciw resortowi nauki. Po stronie AHE stanęło stowarzyszenie interesu społecznego z Warszawy.
– To ministerstwo złamało prawo, wszczynając postępowanie na podstawie domniemanego naruszenie przepisów – przekonuje Daniel Korona, prezes stowarzyszenia.
Mimo to część studentów zapowiada sądowe pozwy, ale przeciw akademii. Żacy zamierzają domagać się zwrotu czesnego i odszkodowań za kształcenie ich na nielegalnych kierunkach. Akademia też szuka wyjścia awaryjnego z kłopotów. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, władze uczelni zastanawiają się nad likwidacją akademii i powołaniem w jej miejsce nowej uczelni, która miałaby przejąć dotychczasowych studentów AHE. Szkopuł w tym, że taki manewr potrwałby minimum kilka miesięcy, a minister Barbara Kudrycka może nie wyrazić zgody na utworzenie nowej szkoły przez ludzi związanych z akademią.
– Taki fortel to próba nie ratowania twarzy, a dalszego oszukiwania studentów. Nie wiem czy ktoś da się jeszcze nabrać na takie zagrywki – komentuje jeden z urzędników ministerstwa nauki.
Łódzka AHE nie byłaby pierwszą uczelnią, którą zamknie resort nauki. W 2004 r. z mapy zniknęła Profesjonalna Szkoła Biznesu w Krakowie, wówczas największa prywatna szkoła w mieście. Ministerstwo, podobnie jak w przypadku AHE, zarzuciło szkole samowolne uruchomienie zamiejscowych filii. Uczelnia w prasie publikowała ogłoszenie „Kupię profesora”, które ministerstwo uznało za dowód na fikcyjne zatrudnianie kadry. Krakowska uczelnia działała przez 10 lat. W tym czasie uczyło się w niej ponad sześć tysięcy studentów.