Trzeba przyznać, że nazwę mają… no… szczególną. A tytuł płyty prowokuje. A muzyka? Nie zachwyca oryginalnością, ale porywa. Nie popycha dziejów rocka na nowe tory, ale – szczególnie gdy słuchać jej głośno – wgniata w fotel. A to już niemało.
Dość młoda kapela Be Your Own Pet pochodzi z Nashville, więc można by się spodziewać dźwięków stosownych dla twardzieli, którzy w wielkich ciężarówkach przemykają środkiem nocy gdzieś po zagubionych wśród bezkresnych amerykańskich pustkowi freeways. A że w zespole na wokalu udziela się pani, więc pewnie wyobrażacie sobie, że to nowa Dolly Parton w złoconych kowbojskich szatkach, z trudem dopinających się na jędrnym biuście. Tymczasem nic z tego. „Get Awkward”, druga płyta Be Your Own Pet to – tylko i aż – akrobatyczny popis szybkiego, zadziornego, bezkompromisowego punkowego grania.
I tu właściwie recenzję można by skończyć. Zespół po prostu bierze do rąk to, co niezbędnie potrzebne (czyli gitarę, bas i perkusję), daje mikrofon wokalistce, której ani w głowie mizdrzenie się, kręcenie tyłeczkiem i podrygiwanie przed stadkiem seksownych jak reklama czekoladek tancerzy w rytm dźwięków z playbacku i… no i już. Zapinamy pasy, wciskamy gaz ile fabryka dała – i chodu. Piętnaście kawałków, trzydzieści pięć minut, dźwięki jak z The Ramones, Sonic Youth czy Hole. Czyż trzeba więcej tłumaczyć? Chyba nie… tylko pamiętajmy, żeby przed odpaleniem Get Awkward wziąć głębszy oddech – bo w trakcie słuchania nie będziemy już mieć na to ani czasu, ani ochoty.