Zobacz, ile trzeba za nie zapłacić.
Bezpłatne studia to fikcja – mówi „Gazecie Wyborczej” Robert Pawłowski, rzecznik praw studenta. W każdym semestrze wpływa do niego ponad pół tysiąca skarg na dodatkowe opłaty pobierane przez uczelnie. – Najczęściej racja jest po stronie studenta – przyznaje.
Za co liczą sobie państwowe uczelnie? Praktycznie za wszystko. Za wpisy na kolejny rok studiów, za przedłużenie sesji, za udzielenie urlopu dziekańskiego, za przepisanie ocen z indeksu do indeksu przy zmianie uczelni lub kierunku. A potem za egzamin magisterski, wydanie dyplomu, świadectwa i ich odpisy. Nawet za przetłumaczenie dyplomu na język obcy, mimo że – jak przypomina gazeta – gotowy wzór wisi na stronie internetowej ministerstwa.
Przykłady? Student prawa z Gdańska postanowił przenieść się do Warszawy. Na Uniwersytecie Warszawskim kazali mu zapłacić 300 zł za zaliczenie dwóch przedmiotów. Tak, jakby wcześniej je oblał.
Inny student prawa na UW oblał jeden z przedmiotów. Mógł studiować dalej, ale musiałby wpłacić 5 tys. zł – za powtarzanie przedmiotu. Powtarzanie roku kosztuje na uczelni 7,5 tys. zł.
Studenci skarżą się rzecznikowi, że uczelnie każą im płacić za powtarzanie zajęć, za udział w obowiązkowych obozach, kursach, badaniach terenowych.
Źródło: sfora.pl