"Flamenco Chill" jest pierwszą w Polsce kompilacją prezentującą hiszpańską odmianę chilloutu.
Specyfika hiszpańskiego chilloutu polega na częściowym ograniczeniu występowania elektroniki na rzecz charakterystycznego brzmienia gitar, czasem trąbek czy instrumentów perkusyjnych. Leniwe brzmienia mocniej też podszyte są tu nostalgią, tak znamienną dla hiszpańskich kompozytorów.
Melancholia bijąca z tej płyty kontrastuje z witalnością przyrody i kolorystyką kraju. Z jednej strony po prostu urzeka, z drugiej oddaje istotną cząstkę ducha narodu, dostrzegalną dla obserwatorów, nie myślących o Hiszpanii stereotypami.
Na premierową edycję serii trafili najwybitniejsi reprezentanci gatunku, jak choćby Nacho Sotomayor, jego brat Francisco, Freddy Marquez czy zespół Chambao.
Album rozpoczynają piękne kobiece głosy w balladzie „Noches de bohemia”. To chilloutowa wersja piosenki pochodzącego z Jerez de la Frontera duetu – Navajita Platea. Tu podana jest jednak w estetyce lounge.
Zaraz po tym utworze kolejny klasyk gatunku. Tym razem to goszczące niedawno we Wrocławiu i Warszawie Chambao z utworem „Ahi estas tu” w wersji nie wydanej w Polsce.
Kolejny szczególny wykonawca to Nacho Sotomayor, brat – uważanego w Hiszpanii za prekursora flamenco chill, obecnego też i na tym albumie – Francisco Sotomayora.
Jego „Nobody can be owned” może swym klimatem przywieść na myśl spalone słońcem rejony La Manchy. Podobnie zresztą może być z obiema częściami przejmującego utworu „La conquista”, które swym klimatem może też przywodzić nieco na myśl „Concierto de Aranjuez” (znane m.in. w wersji Miles’a Davis’a zawartej na płycie „Sketches of Spain”).
Wcześniej jednak – „Siempre me quedara” w wykonaniu… Bebe, pochodzącej z madryckiej wokalistki szerzej w Polsce znanej z utworu „Malo”.
Środkowa część albumu to głównie Flamenco Chill osadzone głęboko na południu Hiszpanii, przenoszące nas w czasy arabskiego panowania na Półwyspie Iberyjskim, którego konsekwencje także i w muzyce są do dziś widoczne.
Mamy tu i bardzo plastyczne, niczym filmowe „Quiero despertar” Freddy Marqueza, ale też i surowe „ Sild bou said” wspomnianego wcześniej Francisco Sotomayor.
Płytę kończą dwa utwory o mocno zbieżnych tytułach „Tu Silencio” (cisza) i „Silencio”. Pierwszy z nich to efekt współpracy Braci Sotomayor z Sarą Herdią. Drugi to dzieło Ojos de Brujo najpopularniejszego zespołu z obecnie działających w Barcelonie.
I choć finałowy utwór nosi imię SILENCIO, to zapewne chwilę po nim, nie raz płyta zakręci się ponownie…