Chciałbyś nauczyć się hiszpańskiego, ale oszczędności chcesz przeznaczyć na coś innego? Lubisz opiekować się dziećmi i chętnie byś komuś pomógł? A może nie masz z kim pograć w billard? Myślisz, że zostałeś ze swoimi problemami sam? Nic bardziej mylnego! Na te wszystkie problemy odpowiada idea Banku Czasu.
Chociaż idea narodziła się w Stanach Zjednoczonych, jeszcze w XX wieku, a polski Bank Czasu istnieje już od kilku lat, nadal wiedzą o nim nieliczni. Jak przyznają członkowie, wiadomości o nim najczęściej i najszybciej roznoszą się za pomocą tzw. poczty pantoflowej – dzięki niej też, coraz więcej osób (nie tylko znajomi osób zrzeszonych, ale również całe rodziny), przystaje do Banku Czasu. Na razie polski Bank Czasu (www.bankiczasu.eco.pl) posiada cztery oddziały: opolski (www.bankczasu.gsi.pl), warszawski (www.bankczasu.prv.pl) oraz wrocławski (http://www.bankiczasu.eco.pl/wroclaw/wr_index.html).
Czym to się je
Czy Bank Czasu jest miejscem, w którym przechowuje się czas? Można tak powiedzieć, ponieważ w niepotrzebne są tam pieniądze, a jedynie chęć zrobienia czegoś dla innych, a ściślej – wymieniania się godzinami dowolnie wybranych usług.
Bank Czasu to nic innego jak sąsiedzka sieć pomocy, dzięki której można się otworzyć na innych ludzi, a przez to wyzbyć się poczucia anonimowości i beznadziejności. Każdy z nas umie coś dobrze robić, a co najważniejsze – może podzielić się swoją umiejętnością z drugim człowiekiem – mówią zgodnie osoby, które wstąpiły do Banku Czasu. Niemożliwe? Wprost przeciwnie.
Do wyboru, do koloru
Jak w różnym wieku i z różnych branż są osoby należące do Banku Czasu, tak szeroka jest gama oferowanych przez nich usług: proste prace domowe, opieka nad dziećmi i starszymi osobami, ale również korepetycje z języków obcych i z obsługi komputera, nauka gry na fortepianie czy… jazdy samochodem. Na chętnych czekają również kursy zarządzania czasem, treningi kreatywności i porady psychologiczne. Nad całym procesem wymiany usług i doładowywania godzinami kont (które dostaje każdy członek Banku Czasu) czuwa koordynator. On też jest odpowiedzialny za zbieranie od poszczególnych osób informacji o ich potrzebach i możliwościach. Sprawuje nadzór nad organizacją spotkań, które w zależności od oddziału odbywają się w różne dni tygodnia (np. warszawski Bank Czasu w poniedziałki, a sopocki we czwartki). Jego rola jest nieoceniona: zbiera opinie od osób świadczących sobie nawzajem pomoc, wystawia nowym członkom referencje, wynajmuje sale w świetlicach na cotygodniowe spotkania, wspólne warsztaty czy imprezy…
Z doświadczenia
Przemysław Dudek i Andrzej Strzelczyk, dzisiaj świeżo upieczeni absolwenci Wydziału Historyczno-Pedagogicznego Uniwersytetu Opolskiego, z Bankiem Czasu zetknęli się jeszcze jako studenci politologii. W obydwu przypadkach zadecydował szczęśliwy splot okoliczności, a raczej… artykuły o Banku Czasu. – O opolskim Banku Czasu dowiedziałem z artykułu w gazecie. Niedługo po lekturze tekstu zacząłem szukać kontaktów z osobami, które tak jak ja interesowały się ideą Banku Czasu. Tak poznałem Elżbietę Kurek, koordynującą opolski Bank Czasu, i postanowiłem przystać do niego – opowiada o swoich początkach Andrzej Strzelczyk. Jak się okazało była to trafna decyzja. Bank Czasu okazał się miejscem nie tylko wymiany umiejętności, ale i nauki nowych rzeczy oraz poznawania siebie i swojej siły twórczej.
– Bank Czasu sprawił, że odkryłem w sobie umiejętności, o których nie wiedziałem – mówi Przemysław Dudek. – Po raz pierwszy zająłem się na poważnie informatyką. Zacząłem czytać artykuły i książki, zacząłem ćwiczyć. Nawet nie zauważyłem, kiedy informatyka, komputery stały się moją pasją. Andrzej Strzelczyk uczył i grał dla przyjemności z innymi w billard. Ale i dla niego ta z pozoru prosta czynność stała się próbą sprawdzenia siebie. Wyjście z roli osoby uczącej się od innych i wejście w rolę nauczyciela, czuwającego od początku nad postępami czterech czy pięciu osób, okazało się nie lada sztuką.
Trudne początki
Ale od stworzenia oddziału Banku Czasu do poczucia satysfakcji i radości z współdziałania z innymi osobami długa droga. Nierzadko kręta i trudna, mogąca zniechęcić niejedną osobę. Wie to najlepiej Elżbieta Kurek, koordynatorka opolskiego Banku Czasu. Dzisiaj patrząc na księgę, w której gęstym pismem zapisane są imiona i nazwiska osób oferujących w Banku Czasu swoją pomoc, uśmiecha się. Ale początki wcale nie były łatwe. Tak jak wiele osób Elżbieta Kurek zainteresowała się Bankiem Czasu po przeczytaniu tekstu w gazecie. Myśl, aby coś podobnego stworzyć w Opolu, szybko zaowocowała. Jak przyznaje Elżbieta Kurek, nie zraziła się, ponieważ zakładała Bank Czasu, aby pomagać innym. Takim jak ona: wiecznie zabieganym i zapracowanym. Na początku do Banku Czasu wstąpiło tylko kilkanaście osób, głównie znajomi i przyjaciele. Później zarejestrowane osoby zaczęły zapraszać swoich znajomych.
Obecnie chętnych zarówno do wstępowania do Banku Czasu, jak i do tworzenia jego nowych oddziałów nie brakuje. Krzysztof, student Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie, obecnie przebywający w Toruniu, jest jedną z osób, które próbują założyć toruńską komórkę. – Zainteresowałem się tematem Banku Czasu po przeczytaniu posta na gronie, który zamieściła kiedyś jedna z gronowiczek – opowiada Krzysztof. – Pytała, czy ktoś orientuje się w tym temacie, czy istnieje coś takiego w Toruniu, po prostu czy ktoś coś wie. Potem było czytanie stron w Internecie. Ponieważ pomysł mi się spodobał, więc rzuciłem temat na gronie, a potem sam założyłem grono tematyczne. Starałem się zainteresować Bankiem Czasu przyjaciół i dalszych znajomych. Wszystkim pomysł spodobał się pomysł, ale jakoś nikt się nie kwapił, by coś ruszyć w stronę założenia toruńskiego Banku Czasu. Na razie nie wypalił, może na Toruń nie przyszedł jeszcze czas…
Bank Czasu: tu i tam
Bank Czasu wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych. Tam obok tradycyjnych oddziałów istnieją specjalistyczne, adresowane do na przykład wyłącznie do osób starszych (Partnerzy w opiece z Maryland), chorych (w Richmond) czy uzależnionych. Podobne Banki Czasu istnieją na Słowacji, w Wielkiej Brytanii, Chinach i Japonii. Wszystkie z nich działają na zasadzie bezinteresownej pomocy.
W Polsce wyspecjalizowany system ma szanse pojawić się dopiero za kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Wiedzą o tym koordynatorzy z poszczególnych oddziałów Banku Czasu, którzy patrząc na poprzednie lata, powtarzają, że jest to możliwe. Elżbieta Kurek z opolskiego Banku Czasu, zaczynająca od trzydziestoosobowej grupy, dzisiaj może się pochwalić ponad siedemdziesięcioosobowym zespołem. I jak podkreśla – liczba wciąż rośnie. Średnio pięć, sześć osób w miesiącu. Obecnie Bank Czasu w Opolu, jest najliczniejszym Bankiem Czasu w Polsce. Na drugim miejscu jest oddział warszawski, zrzeszający niewiele ponad trzydzieści osób i wrocławski z dwudziestoma bankowcami.
Co daje uczestnictwo w Banku Czasu? Na to pytania Andrzej Strzelczyk odpowiada bez wahania: – Wielką satysfakcję, poczucie spełnienia i rozwoju. To właśnie uczestnicząc w działaniach Banku Czasu, miałem okazję poznać osoby tak samo aktywne, zaangażowane jak ja. Pragnące pomagać innych. To dzięki nim istnieje i może się dalej rozwijać każdy oddział Banku Czasu. Tak trzymać!