Jestem tysiąc mil od Polski. W zachodnim Londynie, czwarta strefa. Laboratorium fotograficzne na uniwersytecie. Ciemność, cisza, tylko szumią maszyny do naświetlania. Uczę się tu nowych dla siebie rzeczy, więc w myślach używam nazw angielskich. Naprzeciwko mnie dziewczyna w wełnianej czapce w stylu skandynawskiej młodzieży na wakacjach robi to samo, co ja, czyli agitating, tyle że krócej, bo ma resin coated paper. Nagle słyszę, jak mówi do koleżanki: bo zwykle po pracy jestem wykończona. No tak, myślę, wypowiedź charakterystyczna dla Polaków mieszkających w Anglii.
Usłyszenie w Londynie rodzimego języka jest przeżyciem dość szczególnym. Nie dlatego że zdarza się to rzadko, wprost przeciwnie, raczej często. Szczególne jest dlatego że otacza cię tu cała masa języków i wyłowienie z kosmopolitycznego zgiełku polskich zgłosek jest jak spotkanie znajomego na przyjęciu, gdzie nikogo nie znasz.
Dziewczyny z ciemni studiują fotografię. Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich je spotkałem, nie jest to może dziwne, choć ja dla odmiany jestem na studiach o skomplikowanej nazwie Contemporary Media Practice. Zdobywam na nich praktyczną wiedzę z tych wszystkich dziedzin sztuki medialnej, które coraz częściej dziś się splatają i które po prostu są – każdy to przyzna – fascynujące. To film, fotografia, wideo i nowe media (czyli po polsku flash). Razem z Edytą i Anną studiujemy na University of Westminster, a nasza szkoła jest dosłownie szalona – słusznie nazywa się MAD (Media, Arts and Design). Znana jest z doskonałego zaplecza technicznego, wyjątkowego nawet jak na warunki brytyjskie. Tak twierdzą zgodnie moi koledzy ze studiów, którzy przed podjęciem decyzji o wyborze uczelni objechali też kilka innych uniwersytetów. Oprócz dużego centrum fotograficznego z pięcioma studiami i laboratoriami, są tu też dwa studia filmowe, montażownie i długie szeregi maców gotowych na wszelkie graficzne wyzwania.
Maria, Łukasz i Ania studiują na University College London. To czwarta najlepsza uczelnia w Wielkiej Brytanii. Ustępuje w rankingach tylko dwóm tradycyjnym gigantom, Cambridge i Oxford, oraz Imperial College, który ma jednak zdecydowanie techniczny profil. UCL przyciąga tradycyjnych humanistów. Ania studiuje skandynawistykę, a Maria jest na studiach translatorycznych. Z kolei tłumaczeń technicznych można nauczyć się na wspomnianym Imperialu, o czym wiem od studiujących tam Pawła, Marzeny i Joanny.
Łączy nas to, że przyjechaliśmy nad Tamizę z kraju nad Wisłą. Różni wiele rzeczy, z których największe znaczenie dla studiowania ma podział na undergradów i postgradów. Ci pierwsi zwykle otrzymują dyplom po trzech latach, ci drudzy już po roku uzyskują tytuł MA. Wbrew pozorom, a raczej naszym uzasadnionym do pewnego stopnia oczekiwaniom, polski tytuł magistra nie jest w Wielkiej Brytanii uznawany za ekwiwalent tutejszego Master of Arts, ale za równoważnik Bachelor of Arts. Można się na to oburzać, ale prawda jest też taka, że sporo rzeczy funkcjonuje tu na innych zasadach, które są czasem nieprzekładalne na polskie standardy. Wtedy trzeba sobie przypomnieć, że przecież oni nawet z zasady jeżdżą pod prąd.
Motywacje, żeby przyjechać do Anglii i tu studiować, mogą być rozmaite. Ja na przykład skończyłem jedne studia i było mi mało. Maria jest zadeklarowaną fanatyczką pracy przekładowej i uznała, że musi mieć porządny dyplom, który by to na piśmie poświadczał. Oboje jesteśmy zgodni co do tego, że Londyn jest idealnym miejscem do zdobycia doświadczenia zawodowego. Work experience jest tu magicznym wyrażeniem, które decyduje o pozycji na rynku pracy i wysokości zarobków. W wielu przypadkach jest ono ważniejsze niż kwalifikacje akademickie. Jeżeli tak jest w Anglii, należy pewnie przypuszczać, że niedługo tak będzie też w Polsce. Historia Ani i Łukasza, który teraz studiuje informatykę, jest bardziej skomplikowana, ale zapewne typowa dla pewnej grupy Polaków podejmujących studia na poziomie undergraduate. – W zeszłym roku po dwóch latach studiów w Polsce przyjechaliśmy do Anglii na wakacje, które później postanowiliśmy przedłużyć na cały rok (we wrześniu szybka wycieczka do kraju po dziekanki). Życie tutaj spodobało nam się na tyle, że wkrótce zaświtała nam myśl: a gdyby zostać tu jeszcze na dłużej?
Nie jest trudno dostać się tu na studia. W Polsce na maturach zwykle mamy dobre stopnie, potrzebny jest jeszcze aktualny egzamin językowy, trzeba pochwalić się wszelkimi dokonaniami i jeszcze dodać referencję. Undergrady mogą wszystko zrobić on-line za pośrednictwem jednej centralnej organizacji zarządzającej naborem – Universities and Colleges Admission Service (UCAS). W przypadku studiów na poziomie postgraduate każda uczelnia ma własne sposoby rekrutacji i wymagania. Jeśli chodzi o egzamin językowy, to pewnym zaskoczeniem może być fakt, że najczęściej honorowanym jest International English Language Testing System (IELTS), natomiast certyfikaty z Cambridge – na niektórych uczelniach i tylko w ostateczności. Poza tym należy pamiętać o tym, że egzamin nie może być starszy niż sprzed dwóch lat. Ale z pewnością najważniejsze rozpoczęcie całej procedury odpowiednio wcześniej, to znaczy koło stycznia, bo mimo zaawansowanej technologii i elektronicznego przepływu informacji, Anglicy mają skłonność do swoistego rozkoszowania się biurokratyczną procedurą.
Koniec końców Łukasz wybrał sześć uniwersytetów i ku jego wielkiemu zaskoczeniu w ciągu paru miesięcy od wszystkich dostał oferty przyjęcia. Rzecz w tym, że to jeszcze nie był koniec – trzeba było zatroszczyć się o stronę finansową tej przygody. – Myślę, że udało nam się głównie dzięki determinacji i sporej dawce szczęścia. Mieliśmy dobrze płatne prace, co przez rok pozwoliło nam zaoszczędzić dość pokaźną sumkę. Po rozpoczęciu studiów pracujemy part-time, dzięki czemu oszczędności nie kurczą się za szybko. Wszyscy, którzy choć chwilę byli w Londynie, wiedzą, że to bezlitośnie drogie miasto, szczególnie pod względem kosztów mieszkania i transportu. Jedyne wyjście to zakasać rękawy i znaleźć pracę. Na szczęście w Anglii nie jest niczym wyjątkowym to, że pracuje się w trakcie studiów. Jest to powszechne i uczelnie pomagają studentom znaleźć dorywczą pracę za pośrednictwem swoich biur karier.
A czym się różni samo studiowanie? Wiele osób, z którymi rozmawiałem, podkreślało, że największa różnica między polskimi uczelniami a tutejszymi polega na stosunku wykładowców do studentów. Według Ani i Łukasza wykładowcy są bardzo pomocni, zawsze starają się znaleźć czas i nigdy nie dadzą ci do zrozumienia, że niepotrzebnie zawracasz im d… Marcin, który studiował w Manchesterze architekturę, zauważa, że profesorowie nie prowadzą żadnych interesów poza pracą na uczelni, więc są faktycznie dostępni zawsze wtedy, gdy ktoś ich potrzebuje. W Wielkiej Brytanii jest też ugruntowany zwyczaj chodzenia z profesorami na piwo i nie jest to wcale martwa tradycja, ale jak najbardziej żywa, bo sam widziałem. Inna sprawa, że puby są tu ważnymi instytucjami publicznymi – to niemal ośrodki społeczno-kulturowe (dlatego ostatnio z nagłówków gazet nie schodzi temat alkoholizmu Brytyjczyków).
Z kolei dla mnie najbardziej uderzającą różnicą między angielskim nauczaniem a polskim jest samo podejście do wiedzy. Tu na studiach humanistycznych nikt nie przywiązuje wagi do wyliczeń, klasyfikacji i nazwisk. Brak wiedzy ogólnej jest tu czasem przerażający. Ale zamiast tego cały nacisk położony jest na dyskusję nad aktualnymi problemami i sposobami ich rozwiązania. Od studentów oczekuje się aktywności i twórczego posługiwania teoriami zarysowanymi jedynie w minimalnym zakresie. Niektórych może razić takie ściśle pragmatyczne podejście, ale jego sporą zaletą jest pewność tego, że wszystko czego tutaj się nauczysz będzie przydatne w pracy zawodowej. Tymczasem na polskich uniwersytetach czasem można odnieść przykre wrażenie, że uczenie się to tylko taka sztuka dla sztuki
A co dalej? Co zrobimy po skończeniu studiów? Łukasz z Anią jeszcze nie wiedzą. Mówią, że mają dużo czasu na podjęcie decyzji – cztery lata. Maria jest przekonana, że prędzej czy później wróci do kraju, bo jest polonistką i chce tłumaczyć na język polski. Jednocześnie jednak udało jej się znaleźć pracę w polskiej szkole językowej. Uczy w niej naszych skomplikowanych deklinacji nie tylko osoby z polskimi korzeniami, ale też często Brytyjczyków, którzy mają partnera Polaka. Podsumowuje to stwierdzeniem, że Polacy to widocznie bardzo kochliwy naród. Niespodziewanie więc, mając zawód ściśle związany z własnym językiem, Maria nie musi go wykonywać we własnym kraju. Absolwenci innych kierunków zapewne nie mają tak dramatycznych dylematów, a przy tym Wielka Brytania ma niewątpliwie wiele uroków. Przede wszystkim finansowych. Sprawiają one, że przyjeżdżają tu całe rodziny, w których nikt dobrze nie mówi po angielsku, emerytowani kierowcy, którzy całe życie pracowali w jednej firmie, ludzie z wyższym wykształceniem, szukający pracy niewymagającej żadnych kwalifikacji.
Studiując tutaj, mamy nadzieję, że uzyskanie dyplomu uczelni brytyjskiej otworzy drogę do stanowisk zarezerwowanych dla graduate. Poza tym wiedza zdobyta w Anglii może być niezwykle cenna także w Polsce lub gdziekolwiek indziej na świecie. Nie jest to regułą, ale często brytyjskie studia są na bardzo wysokim poziomie, dzięki czemu masz wrażenie, że to czego się uczysz, to najważniejsze, co dzieje się w danej dziedzinie. Ukończenie studiów nie gwarantuje tu sukcesu, bo żeby go osiągnąć, trzeba jeszcze mozolnie zbierać doświadczenie zawodowe, ale jest pewną szansą. Pytanie brzmi: jak wielu z nas po latach inwestowania w swoją brytyjską przyszłość zdecyduje się wrócić do kraju?
Powstał w dziewiętnastym wieku jako pierwsza politechnika w Wielkiej Brytanii. Tu też założono pierwsze w Europie studio fotograficzne i po raz pierwszy na Wyspach urządzono komercyjny pokaz filmowy. W zeszłorocznym rankingu gazety Guardian uznano, że uczelnia zapewnia najlepsze studia medialne w kraju. Na całym uniwersytecie uczy się ponad 4000 studentów zagranicznych.
Pojawił się jako alternatywa wobec Cambridge i Oxfordu, przyjmując wszystkich tych, których przynależność klasowa i religijna nie odpowiadała wymaganiom starych uniwersytetów. UCL był też pierwszą uczelnią w Anglii, która otworzyła swoje drzwi dla kobiet i traktowała je na tych samych zasadach co mężczyzn. Uniwersytet ma na koncie 18 nagród Nobla, a jedna trzecia studentów pochodzi spoza Wielkiej Brytanii, w tym 66 jest z Polski.
Tak jak UCL jest niezależną częścią wielkiej struktury University of London. Założono go w 1907 roku, a obecnie jest najlepszą uczelnią techniczną w Wielkiej Brytanii. Największe osiągnięcia ma w takich dziedzinach jak fizyka, chemia, fizjologia i medycyna.