22-letnia dziewczyna pędzi na zajęcia. Zamiast plecaka ma nosidełko z rocznym bobasem i zapas pieluch. Coraz więcej studentek z powodzeniem łączy wychowywanie dzieci z nauką.
Agnieszka Rogowska, psycholog studencki:
„Kiedyś widok studentki w ciąży komentowano: Miała pecha, wpadła. Dzisiaj co piąta dziewczyna na wyższej uczelni ma już dziecko albo się go spodziewa. Oczywiście są też takie, które założenie rodziny planują na końcu, ale to wyjątki. Myślę, że takiemu studenckiemu macierzyństwu sprzyja zmiana w podejściu do dzieci. Niemowlę naprawdę nie musi być ciężarem, czy przeszkodą w kontynuowaniu nauki. Jest wiele sposobów na to, żeby pogodzić rolę matki z rolą studentki. Chociażby pomoc koleżanek czy wynajęcie babci na godziny. Nie jest to wydatek graniczący z luksusem.”
Jeszcze kilka lat temu pozytywny wynik testu ciążowego dla początkującej studentki oznaczał koniec edukacji. Studiowanie z jednoczesnym przewijaniem, karmieniem i wychowywaniem niemowlęcia wydawało się niemożliwe do pogodzenia. Tym bardziej, jeśli przyszła matka dostała się na uczelnię daleko od stron rodzinnych, ojciec dziecka nagle się ulotnił, a jedynym źródłem utrzymania pozostawało skromne kieszonkowe.
Dla takiej dziewczyny ciąża wiązała się z przerwaniem studiów, powrotem do domu rodziców i złapaniem pierwszej lepszej pracy. Wiele wybitnie utalentowanych kobiet nie skończyło studiów właśnie z powodu nieplanowanej ciąży i braku oparcia w partnerze. Nawet jeśli zakładały powrót na uczelnię, to znowu okazywało się, że pogodzenie obowiązków matki z obowiązkami studentki jest trudne. Bo rektor niechętnie patrzy na studentkę, która co godzinę musi odciągać pokarm, bo na większości wykładów obecność maluchów w wózkach jest wykluczona, bo wynajęcie niani jest zbyt dużym wydatkiem.
Na szczęście dzisiaj podejście wykładowców do matek-studentek i studentek do macierzyństwa zmieniło się diametralnie. Już mało kogo dziwi obecność na zajęciach ciężarnych czy widok nosidełek z niemowlęciem. Jak na razie jednak większy liberalizm panuje na uczelniach prywatnych. Na państwowych, studentki karmiące niemowlęta na korytarzu wciąż mogą spotkać się z pewną krytyką.
Tak czy inaczej w podejściu obu stron zmieniło się wiele.
Poród na dziekance
Jestem studentką. Czy należy mi się urlop macierzyński? Czy mogę liczyć na jakikolwiek zasiłek?
Takich pytań i wątpliwości nadal jest wiele. Niestety, nie wystarczy mieć dziecko, żeby przejść na urlop macierzyński czy wychowawczy. Potrzebne jest jeszcze stałe zatrudnienie. A większość studentek, zwłaszcza ze studiów dziennych co najwyżej pracuje dorywczo. To za mało, żeby dostać urlop, czy chociażby zasiłek macierzyński. Studentkom przysługuje jedynie urlop dziekański. W tym celu muszą złożyć odpowiednie podanie do dziekana uczelni. Urlop można otrzymać na okres dwunastu miesięcy. Przyczyny mogą być różne – problemy ze zdrowiem, sprawy osobiste czy właśnie urodzenie dziecka. Podczas dziekanki, studentka cały czas jest ubezpieczona i może korzystać z bezpłatnej pomocy lekarskiej. To ważne, ponieważ koszty związane z samym porodem przewyższają możliwości finansowe osób bezrobotnych. Jednocześnie trzeba się jednak liczyć z utratą stypendium czy zapomogi. Podczas urlopu dziekańskiego taka forma pomocy bowiem nie przysługuje.
Po zakończeniu dziekanki, matka-studentka może wrócić na uczelnię i w normalnym trybie skończyć studia. Nie musi niczego nadrabiać, wraca na taki poziom, na jakim skończyła naukę. Zdarza się, że uczelnie zgadzają się na ponowny urlop dziekański, ale często dotyczy to losowych przypadków. O drugą dziekankę mogą starać się na przykład studentki, których dzieci wymagają hospitalizacji czy całodobowej opieki.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku studiów doktoranckich. Tutaj studentka w ciąży może przedłużyć studia także bez brania dziekanki, dzięki czemu nie traci stypendium.
– Urodziłam Kubusia na ósmym semestrze psychologii, po czym wzięłam urlop dziekański. Po przerwie wróciłam na studia, obroniłam się, teraz studiuję na drugim kierunku – opowiada Aneta z Chorzowa.
Coraz częściej zdarza się, jednak, że studia trzeba zawiesić już na początku ciąży. Bo np. jest zagrożona. Co wtedy robić? Jeśli studentka od razu zdecyduje się na urlop dziekański, to musi liczyć się z tym, że po porodzie zostanie jej zaledwie kilka miesięcy na opiekę nad dzieckiem. Zwolnienie lekarskie również niczego nie da, ponieważ po jego zakończeniu, trzeba będzie zdać zaległe egzaminy i nadążyć za programem. Rozwiązaniem jest indywidualny tok studiów.
Zgody, podobnie jak w przypadku urlopu udziela dziekan. Studentka musi wskazać osobę z uczelni na swojego opiekuna oraz zaproponować program. Niestety, według regulaminu uczelni, podanie o indywidualny tok nauczania należy złożyć jeszcze w maju, czyli na cztery miesiące przed rozpoczęciem roku akademickiego. Jeżeli w ciążę zajdzie na przykład w lipcu, to władze uczelni mogą na indywidualne nauczanie się nie zgodzić.
Pożyczka albo socjalne
Studia same w sobie są sporym wydatkiem. Czesne, podręczniki i utrzymanie nawet dla niejednego singla jest sporym problemem. Jeśli do tego wszystkiego dochodzi dziecko, studenckie życie może stać się naprawdę ciężkie. Są wprawdzie kredyty studenckie, ale z kredytami bywa tak, że prędzej czy później trzeba je spłacić. I to z nawiązką. Dla młodych matek i ojców pożyczka może jednak okazać się ostatnią deską ratunku. Na kredyt mogą liczyć zarówno studenci dzienni, zaoczni czy wieczorowi. Bez względu na to, czy studiują prywatnie czy państwowo. Jedyny warunek to rozpoczęcie studiów przed 25 rokiem życia. – Miesięcznie można dostać nawet 600 złotych. Dla mnie to sporo, dzięki temu mogę zapewnić Piotrusiowi należyte warunki – twierdzi 23-letnia Kasia, studentka historii. – Kamil, mój chłopak przez rok też dostawał stypendium. Starczyło przynajmniej na zakup najpotrzebniejszych rzeczy, w tym wózka czy nosidełka.
Kredyt przyznawany jest maksymalnie na sześć lat (dla doktorantów na cztery). Spłata zaczyna się dwa lata po ukończeniu studiów. O umorzenie mogą starać się jedynie posiadacze najlepszych wyników w nauce.
Innym rozwiązaniem jest stypendium socjalne. Na nie jednak mogą liczyć jedynie studentci z najuboższych rodzin, czyli takich, w których dochód nie przekracza 569 zł netto na osobę. O wysokości stypendium decyduje uczelnia, na ogół jednak nie przekracza ono 300 złotych miesięcznie. Do tego dochodzi jeszcze dopłata do zakwaterowania – w akademiku czy w wynajmowanym mieszkaniu. Nadal jednak są to niewielkie kwoty.
Używane też dobre
Tymczasem życie studentów-rodziców kosztuje podwójnie. W akademikach trudno jest znaleźć osobny pokój, w którym maluch miałby zapewnioną ciszę i spokój. Większość pokoi zamieszkiwana jest przez trzy, cztery osoby. Szansa, że wszystkie zgodzą się na stałą obecność malucha jest mała, chyba że są to bliscy znajomi. Poza tym w niektórych akademikach, za dziecko trzeba dodatkowo płacić. Mieszkanie w gronie ma jednak i swoje plusy. Nie wszystkie lokatorki studiują o tej samej porze, dzięki czemu można liczyć na czasową opiekę nad swoją pociechą. – Urodziłam Maksa na III roku farmacji, było ciężko ale studiów nie przerwaliśmy (mąż był z tego samego roku).Wspaniale mieszkało nam się wspólnie w akademiku. Dzięki wielu ciociom mały rozwijał się błyskawicznie. Studia skończyliśmy w terminie na piątkę. Niczego nie żałujemy – pisze na forum dzieckook Edyta.
Na wynajem mieszkań stać niewiele studentów z dziećmi. -Głównie to ja utrzymuję Martę i Basię – naszą córeczkę. Dorabiam na czarno w drukarni, oprócz tego wymyślam hasła do agencji reklamowej. Nie wyobrażam sobie, jakbym mógł wymagać od Marty, żeby jeszcze i ona pracował. Wystarczy, że to przede wszystkim ona zajmuje się dzieckiem. Zarabianiem pieniędzy powinien zająć się mężczyzna – tłumaczy Maciek, student wydziału grafiki.
Generalnie, wychowywanie dziecka nie należy do najłatwiejszych, a podczas studiów jest prawdziwym wyczynem. Nie tak dawno Rzeczpospolita wyliczyła koszt utrzymania dziecka w różnych etapach jego rozwoju. Suma wyszła niebagatelna, bo 510 tys. złotych…
Wliczono wszystkie wydatki – od porodu, przez wyprawkę, nianie, lekarzy aż po szkołę i studia. – Oczywiście, można kupować dziecku firmowe ciuszki, gotowe papki w aptece i najdroższe zabawki. Sęk w tym, jak zapewnić mu wszystko co najlepsze nie zapędzając się w kozi róg. Ja ubrania dostałam od koleżanek, są w dobrym stanie, a i tak dziecko rośnie jak na drożdżach – tłumaczy Olga, 24-letnia studentka pedagogiki z Lublina.