Już ponad 1000 doktorantów korzysta z alternatywnej drogi do uzyskania pierwszego stopnia naukowego. Doktoraty prowadzone w systemie dualnym polegają na przygotowaniu rozprawy, która realnie pomoże w funkcjonowaniu konkretnej firmy.
Program „Doktorat wdrożeniowy” to jedno ze sztandarowych przedsięwzięć Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Powstał jednak nie w głowach urzędników, ale w wyniku rozmów z przedsiębiorcami i naukowcami. Formuła łącząca naukę z sektorem przemysłowym jest obecna na Zachodzie od lat. U nas ruszyła w 2017 roku i od początku cieszy się dużym zainteresowaniem. W pierwszej edycji wyłoniono 369 doktorantów, w drugiej – ponad 400, w ostatniej – 376. Dodatkowych trzydziestu od ub.r. ma okazję wdrażać rozwiązania z zakresu sztucznej inteligencji.
Doktorat wdrożeniowy od klasycznego odróżnia to, że pisany jest pod okiem nie jednego, a dwóch promotorów: naukowego i wskazanego przez pracodawcę. Realizuje się go także w dwóch miejscach: na uczelni lub instytucie prowadzącym szkołę doktorską oraz w firmie. Jego autor otrzymuje też podwójną pensję: z ministerialnego stypendium (3450 zł, a po pozytywnej ocenie śródokresowej – 4450 zł) i z etatu w przedsiębiorstwie. Najważniejsze jednak jest to, że doktorat, którego przygotowanie nie może trwać dłużej niż 4 lata, ma rozwiązać realny problem, z jakim boryka się dany podmiot biznesowy.
– Rozprawa, która usprawni działania przedsiębiorstwa, stanowi wygraną dla obu stron. Pracodawca zyskuje bowiem wybitnego specjalistę, a doktorant możliwość rozwoju zawodowego – przyznaje prof. Krzysztof Lewenstein, prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej.
– Jako uczelnia techniczna stawiamy na współpracę z otoczeniem społeczno-gospodarczym i taka forma kooperacji bardzo nam odpowiada. Co ważne, wszystkie tematy badawcze podejmowane przez naszych studentów są wynegocjowane z partnerem gospodarczym – dodaje prof. Jerzy Lis, rektor-elekt Akademii Górniczo-Hutniczej.
To jedna z uczelni będących, obok Politechniki Śląskiej i Warszawskiej, największym beneficjentem programu. Ale korzyści odnosi też druga strona. Firmy, dzięki nawiązaniu relacji z uczelnią lub instytutem w celu prowadzenia prac B+R, otrzymują szansę na zbudowanie przewagi rynkowej. Mogą też odliczyć od podstawy opodatkowania 100% kosztów osobowych związanych z zatrudnieniem doktoranta.
Każdego roku doktoraty wdrożeniowe realizowane są w ponad 200 firmach, w tym spółkach Skarbu Państwa. PGNiG, jako jedna z pierwszych, dostosowała swój system podnoszenia kwalifikacji i zatrudnienia do realizacji doktoratów wdrożeniowych. Pracownik nie musi już dzielić swojego czasu na aktywność zawodową i badawczą, lecz wykorzystuje swoją pracę do pisania rozprawy doktorskiej. Nie musi przy tym wykorzystywać urlopu np. na zbieranie materiałów.
W KGHM w takiej formule pracuje ponad pół setki osób, co stawia firmę w gronie liderów. Ich prace badawcze dotyczą zarówno procesów produkcyjnych, jak i zarządzania przedsiębiorstwem. Tylko w premierowej odsłonie programu poprowadzili 382 godziny zajęć dydaktycznych dla studentów, opublikowali 30 artykułów naukowych i aktywnie uczestniczyli w 55 konferencjach branżowych i naukowo-technicznych.
– Doktoraty wdrożeniowe to szansa dla młodych naukowców na poprowadzenie innowacyjnych projektów, które będą miały realne zastosowanie przemysłowe i jednocześnie pozwolą im na zdobycie stopnia naukowego – nie ma wątpliwości Monika Lamparska-Przybysz z Polpharmy.
Wnioskodawcami w programie mogą być uczelnie akademickie lub instytuty prowadzące szkołę doktorską (instytuty naukowe PAN, instytuty badawcze, międzynarodowe instytuty naukowe działające w Polsce). Do udziału można zgłosić osobę z tytułem zawodowym magistra lub równorzędnym, przyjętą do szkoły doktorskiej.