Czasy, kiedy wykłady były skrzętnie i odręcznie notowane w zeszytach, bezpowrotnie minęły.
Nowoczesne zdobycze techniki pozwalają na nagrywanie wykładu, którego nie jesteśmy w stanie, bądź po prostu nie chcemy notować. Zapominamy jednak, że prawo stoi po stronie autora i musimy mieć na to jego zgodę.
Wykład na taśmie
Nagrywanie wykładów to kwestia coraz bardziej naturalna i popularna. Niekiedy dochodzi nawet do sytuacji, że notatki robi tylko kilka osób na sali. – Często posiłkuję się dyktafonem, szczególnie wtedy, gdy wykładowca mówi szybko i nie nadążam z notowaniem – deklaruje Natalia, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Poza tym dobrze jest móc przed sesją wysłuchać sobie wykładów w ramach powtórki. Coraz więcej urządzeń jest wyposażanych w dyktafon. Telefony komórkowe, palmtopy, odtwarzacze MP3, a nawet niektóre cyfrowe aparaty fotograficzne można wykorzystywać do nagrywania. Należy jednak pamiętać o tym, że jakość tych nagrań pozostawia wiele do życzenia. Ponadto telefon komórkowy czy aparat ma ograniczoną pamięć, więc nie da się na nim nagrać półtoragodzinnego wykładu. Coraz bogatszy asortyment na rynku RTV powoduje jednak, że tylko nieliczni korzystają z dyktafonów kasetowych odziedziczonych po starszym rodzeństwie. Obecnie dyktafony cyfrowe nie są drogie, a dla lubiących się uczyć i spisywać notatki stają się dobrą inwestycją.
Nagrane wykłady są zazwyczaj rozsyłane do znajomych lub rozpowszechniane na uczelnianych forach i innych stronach internetowych. Niekiedy studenci wymieniają się nagraniami, a nawet sprzedają je zgrane na płytę CD.
Wielu studentów zapomina, bądź w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego, że wykorzystanie cudzych wypowiedzi nie jest całkowicie dowolne. Każdy wykład stanowi własność intelektualną autora i jest w prawniczym żargonie określany mianem „utworu” chronionego art. 16 prawa autorskiego. Wedle niego, autorskie prawa osobiste dbają o tzw. więź twórcy z utworem, a w szczególności prawa autora do oznaczenia utworu swoim nazwiskiem lub pseudonimem, ale też nienaruszalności treści i formy utworu oraz jego rzetelnego wykorzystania, czy nadzoru nad sposobem korzystania z utworu. Do tego dochodzi choćby rzetelność przytoczenia, brak manipulacji, które prowadzić mogą do wypaczenia intencji autora w sposób, który prowadzi do naruszenia dóbr osobistych. Jednym z naruszanych dóbr osobistych podczas nagrywania wykładu bez wiedzy autora jest prawo do głosu. Kwestia ta jest bardzo ciekawa, m.in. ze względu na brak przepisów prawa, odnoszących się wprost do zasad ochrony głosu. W katalogu dóbr osobistych, podlegających ochronie na podstawie przepisów prawa cywilnego, zawartym w art. 23 kodeksu cywilnego (w skrócie k.c.), brak dobra osobistego w postaci głosu. Ponieważ jednak wskazany przepis zawiera tylko wyliczenie przykładowe („w szczególności”) – pod wpływem orzecznictwa i doktryny prawa cywilnego lista dóbr osobistych jest poszerzana. Wskazuje się m.in. na zasadność objęcia ochroną z art. 23 k.c., obok prawa do wizerunku, także głosu. W związku z powyższym można przyjąć, że głos stanowi dobro osobiste człowieka, podlegające ochronie z art. 23 i 24 k.c.
Utwór w rozumieniu prawa jest zatem rezultatem działania człowieka, stanowiącym „przejaw działalności twórczej”, który jednocześnie cechuje się „indywidualnym charakterem”.
Dozwolony użytek osobisty
Wyjątek od reguły, w której za każde nagranie wypowiedzi wykładowcy w ramach wykładu bez jego zgody odpowiadamy prawnie, stanowi instytucja dozwolonego użytku. Najprościej można ująć tę zasadę w ten sposób, że jeśli nagrywamy dany wykład, nawet bez pozwolenia, ale – co najważniejsze – jedynie dla swojego użytku osobistego lub ewentualnie udostępniamy takie nagranie osobom nam bliskim, wówczas bezprawność tego czynu jest wyłączona, czyli nie łamiemy prawa. Trudno zgodzić się z twierdzeniem, jakoby twórcy byli zainteresowani sytuacją, w której odbiorcy ich pracy intelektualnej korzystaliby z niej jedynie w domowym zaciszu, nawet jeśli chodzi o tworzenie kopii na własny użytek. W rzeczywistości uprawnienia dla poszczególnych jednostek (wraz z osobami będącymi w ich najbliższym kręgu) ewidentnie nie leżą w interesie zarówno twórców, jak i podmiotów, które uzyskały autorskie prawa majątkowe do określonych utworów. Ważne okazuje się bowiem to, że monopol prawno-autorski jest zasadą, zaś dozwolony użytek osobisty jest wyjątkiem od tej zasady i jest przez ustawodawcę ograniczony. W dyskusji na ten temat przywołuje się często art. 35 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, zgodnie z którym „dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu lub godzić w słuszne interesy twórcy”. Nie oznacza to jednak, że norma ta wyłącza dozwolony użytek jako taki.
Kwestia dozwolonego użytku osobistego jest dla tematu nagrywania wykładów o tyle istotna, że oznacza, iż w ramach niego można dzielić się takim utworem (jego opracowaniem) z ludźmi, z którymi pozostajesz „w kręgu towarzyskim” w sposób całkowicie legalny. Ale niestety nic poza tym. Jeśli umieścimy własne opracowanie wykładu na stronie internetowej, do której mają dostęp wszyscy, autor utworu ma wszelkie podstawy, by pozwać nas do sądu.
Okiem wykładowcy
A jak na zjawisko nagrywania wykładów reagują wykładowcy? Różnie. Wielu z nich nie życzy sobie rejestrowania prowadzonych przez siebie zajęć. Niektórzy uparci studenci ryzykują i dochodzi do tego, że niekiedy są wypraszani z sali. – Niektórzy wykładowcy nawet wyrzucają za nagrywanie – mówi Marcin, student prawa. – Ale studenci pozostają górą, chowając dyktafony za pazuchę, czy do uchylonego plecaka. Prof. UJ Ewa Nowińska, prawnik z zawodu, zwraca uwagę na to, iż kwestia nagrywania wykładów, choć dla wielu studentów sporna, ma swoje oparcie w przepisach prawa. – Nagrywanie wykładów ze względu na ograniczenia prawa zawsze wymaga zgody osoby nagrywanej. Wyjątek może stanowić instytucja tzw. dozwolonego użytku.
Istnieją oczywiście wykładowcy, którzy nie przejmując się prawnymi obwarowaniami, pewni treści swych wykładów oraz tego, że nie ma w nich miejsca na spontaniczne uwagi, pozwalają na nagrywanie – Wiem, że studenci podchodzą do tego we właściwy sposób, to stanowi po prostu dla nich naukową pomoc, a mi zaoszczędza pracy przy skryptach – twierdzi Joanna Maszczak, wykładowca matematyki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Jednak większość kadry profesorskiej korzysta z prawa autorskiego i dba o swoje intelektualne zdobycze.
Czy przepisy są w stanie zmienić zakrojoną na szeroką skalę modę na nagrywanie wykładów? Wydaje się, że nie. Wszystko pozostanie takie, jakie jest. Wykładowcy będą wymagali zgody na takie korzystanie z wiedzy, jaką się dzielą ze studentami na wykładach, a studenci będą szukać rozmaitych sposobów, by przepisy ominąć. W końcu zasady są po to, by je łamać.
Edyta Kowal