Eurostudent

Portal dla studentów - kariera, praktyki, staże, praca, studia, rozrywka, konkursy. Magazyn Eurostudent

Nie jestem aktorem zawodowym

O nowym filmie Ryś, książce pod tym samym tytułem, sławnym Studenckim Teatrze Satyryków i o Misiu – kultowym filmie studenckim opowiada Stanisław Tym, satyryk, scenarzysta, dramaturg, felietonista, humorysta i aktor (chociaż nie mówi tak o sobie).

Na ekranach kin możemy oglądać pana film pt. Ryś. Czy jest on podobny do filmu Miś?
Stanisław Tym: Nie, ponieważ nie miałem najmniejszej potrzeby i chęci ścigania się z Misiem – moim i Stanisława Barei. Chodziło mi o przedstawienie dalszych losów Ryszarda Ochódzkiego.
 
Ryś – jak sam pan wielokrotnie mówił – nie jest kontynuacją Misia
Nie, nie jest. Starałem się ochładzać gorączkę, która się pojawiła wraz z informacją, że to będzie dalszy ciąg Misia.
 
Dlaczego zdecydował się pan na zrobienie filmu Ryś po tak długiej przerwie – prawie 30 lat?
To nie było wcale 30 lat przerwy, w tym czasie powstał jeszcze jeden film – Rozmowy kontrolowane, w którym głównym bohaterem jest także Ryszard Ochódzki. Pomyślałem sobie, że ten facet jest tak znany i popularny, że może warto zobaczyć, co się teraz z nim dzieje. Stąd wziął się pomysł na Rysia.
 
Staram się, żeby w filmie nie było bezpośrednich nawiązań do obecnej sytuacji politycznej – mówił pan w jednym z wywiadów. Dlaczego?
Dlatego, że chciałem odejść od łatwej publicystyki, gdzie postaci będą rozpoznawalne niczym w parodii czy szopce. Chciałem, aby film był napisany przeze mnie, a nie traktował o tym, co piszą gazety.
 
Jest pan nie tylko autorem scenariusza, także reżyserem Rysia – jak pan się czuł w roli reżysera? Czy to było duże wyzwanie? Gra pan przecież jedną z głównych ról…
Jeżeli się tego podjąłem, to znaczy, że czułem się na siłach taką rzecz wykonać. W kinie, jak wiadomo, nie jest to wcale rzadkość.
 
Ryś to nie tylko film, to także książka pod tym samym tytułem. Jak narodził się pomysł jej napisania i wydania?
Nie decydowałem się na pisanie książki. Ponieważ był gotowy scenariusz – producent pomyślał, że będzie to coś w rodzaju gadżetu. Coś, co może zachęci do obejrzenia filmu. Poprosił mnie, żebym scenariusz przykroił do książki.
 
Misia zrobił pan ze Stanisławem Bareją. Czy gdyby żył Bareja, Ryś powstałby przy jego udziale?
Tak, na pewno (śmiech).
 
Często pan ogląda swoje filmy? Czy śmieje się pan na swoich filmach?
Raczej nie, czasem zerknę na jakąś scenę. Oglądając je na pewno mam inne skojarzenia niż widzowie – wiem, w jakich warunkach powstawał, co się działo na planie.
 
A ma pan swoją ulubioną rolę, którą najlepiej pan wspomina?
Nie, ja zresztą nie jestem aktorem zawodowym.
 
Film Miś wygrał w plebiscycie, organizowanym przez „Magazyn Akademicki Eurostudent”, na kultowy film studencki. Jaki film, pana zdaniem, ma szansę być filmem kultowym? Co musi mieć, by zasłużyć na takie miano?
Nie mam pojęcia i chyba nikt tego nie wie. Gdyby było wiadomo, co musi mieć film, by być kultowy, wszyscy robiliby filmy kultowe. Przecież jest to łakoma sprawa.
 
Jak wspomina pan swoje lata studenckie – studia na Politechnice Warszawskiej (chemia), nauka na SGGW na Wydziale Przetwórstwa, nauka rysunku w Studium Nauczycielskim i studia aktorskie na warszawskiej PWST?
To była walka o utrzymanie się, o to, żeby nie pójść do wojska. Wtedy jeszcze nie bardzo wiedziałem, czego tak naprawdę chcę. Specjalnie mnie te studia nie interesowały, nie starałem się utrzymać na uczelni – więc wylatywałem. I nie skończyłem żadnych studiów. Ale byłem młody i wszystko było przede mną. Miałem dużo szczęścia w życiu. Już w wieku 23 lat działałem w teatrze STS (Studenckim Teatrze Satyryków), słynnym na całą Polskę. Wspominam to jako czas spędzony naprawdę niegłupio.
 
A nie żałuje pan porzucenia szkoły aktorskiej?
Nie. Myślę, że dobrze się stało – byłbym marnym aktorem i raczej przeżywałbym klęski.
 
Czy zatem pańskich ról w wielu filmach nie uważa pan za prawdziwe aktorstwo?
Nie. Nie śmiałbym się porównywać z moimi kolegami-aktorami.
 
Zdobył pan nagrodę telewizyjnego Pegaza za poczucie humoru i przenikliwość umysłu. Czy poczucie humoru to recepta na obecne czasy?
Czy to jest poczucie humoru? Nie, to raczej pewien sposób widzenia świata. Takie komediowe, kpiące i wieloznaczne opisywanie życia jest niezwykle przenikliwe. Bo jeżeli opisuje się świat w sposób dowcipny i ludzie się z tego śmieją, to znaczy, że osiągnęło się porozumienie z tymi, do których się ten zapis kieruje.
 
Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiała Grażyna Jancik
 
Urodziłem się przed wojną, która wybuchła, gdy miałem dwa lata. Wraz z całym narodem wziąłem zatem udział w tej wojnie, którą po sześciu latach wygrałem. Wtedy rozpocząłem, również z całym narodem, walkę o zwycięstwo socjalizmu. Po mniej więcej 50 latach walkę tę przegrałem – również wraz z całym narodem. Mam więc w swoim życiu jedną dużą wygraną i jedną dużą przegraną. Cała reszta to przyczynkarstwo.Stanisław Tym