Jest wiele zawodów, w których wygląd i tak zwana prezencja mają znaczenie. Oprócz tych najbardziej charakterystycznych w naszej percepcji – modelki, stewardessy oraz prezenterki telewizyjnej istnieją zawody, w których nie wypada wyglądać „puszyście”.
Któż z nas chciałby być obsługiwany w restauracji przez „puszystą” kelnerkę, która z trudem przeciska się pomiędzy ciasno poustawianymi stołami lub czy wiarygodne są w sklepie
z odzieżą rady pani noszącej ubrania w rozmiarze co najmniej 44?
W Polsce nie jest dozwolona dyskryminacja ze względu na kolor skóry, przekonania religijne, wyznanie czy płeć. Normy są wyśrubowane. Jednakże, o ile prawodawca zrealizował w teorii zasadę równouprawnienia, my w naszych głowach co dzień dokonujemy aktu segregacji. Wiezerunek osoby sprawnej fizycznie, wyształconej, czy osoby sukcesu, który nosimy
w naszych głowach, to wizerunek osoby szczupłej, zgrabnej, o idealnych proporcjach. To my decydujemy zatem komu się w życiu poszczęści, a komu nie.
Wielokrotnie, w rozmowach z osobami zajmującymi się zawodowo rekrutacją, czy przyjmowaniem ludzi do pracy, poruszany był temat otyłości. Nikt wprost nie powiedział,
że osoby otyłe mają mniejsze szanse lub że wygląd ma znaczenie w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej. Nikt też nie zaprzeczył temu, że dobre pierwsze wrażenie możemy zrobić tylko raz. Ten pierwszy. Wejdźmy na chwilę w buty pracodawcy, czy to w małej firmie, czy to w wielkim przedsiębiorstwie. W trakcie spotkania zaczynamy sobie wyobrażać do czego osoba cierpiąca na nadwagę będzie zdolna. Czy sprawnie i szybko obsłuży klientów?
Czy będzie dobrze reprezentowała firmę, jej markę, jej renomę? Czy można polegać na zdrowiu takiej osoby? Na jej produktywności? Wiadomo nie od dziś, że otyłość ma wpływ na stan zdrowia. Lekka nadwaga nie jest zazwyczaj problemem, lecz gdy nasi pracownicy zaczynają cierpieć na przewlekłe urazy stawów, kręgosłupa, czy układu krążenia wywołane otyłością, sprawy zaczynają się komplikować. Zwolnienie lekarskie, niejednokrotnie długotrwałe leczenie i rehabilitacja przekładają się wprost proporcjonalnie na liczbę aktywnych etatów w firmie, na koszty zatrudnienia, a w efekcie – na zyski firmy. To właśnie przez pryzmat zysków będzie patrzył pracodawca na potencjalnego pracownika. To właśnie wtedy, do głowy osoby decydującej o zatrudnieniu, stanowisku i związanym z nim wynagrodzeniu, przychodzą wszystkie skojarzenia i stereotypy związane ze słowem „gruby”, być może wyniesione jeszcze ze szkoły podstawowej, gdzie otyły kolega lub koleżanka byli wystawieni na pośmiewisko klasy i rówieśników. To właśnie wtedy waży się przyszłość osoby starającej się o pracę – czy dostanę fajną pracę, czy będą mnie lubiły koleżanki
i koledzy, czy też może jedyną opcją zawodową pozostanie godzenie się na bycie kimś, kogo zespół w pracy będzie zaledwie tolerował. Kimś, kto nigdy nie zrobi kariery, kto nie dostanie podwyżki, awansu, kogo się nie zaprosi na firmowe przyjęcie.
Oczywiście nie musi się tak stać, jednakże trzeba pamiętać o tym, że pomimo tego, iż nikt się do tego wprost nie przyzna, to większość będzie ulegała stereotypom, swojej percepcji,
czy nawet emocjom związanym z otyłością, a decyzje dotyczące naszej przyszłości, pracy, statusu i zarobków będą podejmowane pod wpływem impulsu, a nie w duchu poszanowania praw gwarantowanych przez państwo.