Studenci właśnie powrócili z zaświatów. Wyprowadzają się z bibliotek, wychodzą z łóżek, zawalonych gabinetów, odkleją obolałe plecy od oparć krzeseł. Skończyła się właśnie egzaminacyjna sesja letnia. Przeegzaminowani oddychają głębiej. Rozluźniają członki. Część z nich pije by zapomnieć, że zdawało, część, by zapomnieć, że nie zdała, że ich wakacje skończą się wraz z początkiem wrześniowej sesji poprawkowej.
Bez względu jednak na wyniki egzaminów sesja, która większości wydaje się niczym nadzwyczajnym – powtarzalnym, rutynowym i koniecznym zjawiskiem, zebrała swoje żniwo. Obgryzione, pokancerowane paznokcie lub inne pokaleczone w stresie części ciała, załamanie nerwowe, skrajne wycieńczenie, po-amfetaminowy zjazd, klika kilogramów straconych lub zyskanych, to najzwyczajniejsze skutki corocznego maratonu egzaminacyjnego.
„Zbliża się sesja…a właściwie już się zbliżyła…normalna tragedia […] ale mam czego chciałam…przez pół roku nie robienia NIC! No może prawie nic. Pięć miesięcy imprezowania. Pięć miesięcy omijania uczelni szerokim łukiem. Pięć miesięcy odkładania na potem” zwierza się „P” na łamach ineternetu. Nie dziwi lęk przed „taką” nauką. Najczęściej chodzi oto aby zakuć i zapomnieć niemiłosiernie wielką ilość materiału z kilku różnych tematów. W tym czasie uczący się, mało śpią, nie wychodzą z domów lub od rana do nocy przesiadują w bibliotekach. Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, w skrócie zwana buw-em, na prośbę studentów na czas sesji zamykana była dopiero o godzinie dwudziestej trzeciej, choć i tak był to kompromis, bo niektórzy studenci apelowali by była czynna 24 godziny na dobę. „Siadłem przy biurku zasypany książkami, kserówkami, zeszytami. Zniknąłem na pewien czas.[…]Sesja to nic ciekawego. Człowiek uczy się od rana do nocy, nie mając czasu na większe przerwy. Nie ma czasu na jakiekolwiek przemyślenia[…]Ucząc się marzyłem o tym aby wyjść na spacer[…]Zazwyczaj w nocy nachodził mnie kryzys, kiedy sen wchodził w konflikt z nauką” pisze internauta na łamach założonego przez siebie, zaniedbanego przez sesję blogu. W takich okolicznościach skrajnej mobilizacji wielu studentów po prostu dostaje „bzika”. W przerwach po między nauką robią pompki, biegają, ćwiczą energetyzującą jogę, piją litry kawy lub izotonicznych napojów, palą tony papierosów, dopychają się batonikami, lub bez przerwy coś chrupią – orzeszki, marchewki, selerki.
„Odwołałem w tym tygodniu wszystkie swoje zajęcia pozauczelniane[…]nie mogę poradzić sobie z nawałem pracy przed sesją[…]Dziś biegałem za wpisami -Nie wiem, czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę jak wiele problemów może robić studentowi uczelnia: ///po godzinnej batalii[…]jaką stoczyłem w studium AWF-u okazało się, że i tak muszę mieć warunkowe dopuszczenie do sesji” pisze na czacie warszawski student. Biegi od drzwi do drzwi w pocie czoła, stanie w kolejkach w dusznych korytarzach z indeksem w ręku w oczekiwaniu na wykładowcę i jego bezcenny podpis i inne, podobne biurokratyczne drobne obowiązki student musi wypełniać jednocześnie z wykonywaniem wymagającej skupienia pracy naukowej. Uzasadnione jest więc, że kiedy zbliża się sesja studenci wpadają w rozpacz. Z takimi torturami muszą radzić sobie co roku, a nawet dwa razy do roku….Na wyniki egzaminów czekają z wytrzeszczonymi oczami i rękami złożonymi w modlitwie – „Byle tego nie powtarzać”.