Zwiastunem nowego kryminału Marka Krajewskiego jest hasło: Wrocław, którego przeraziłby się nawet Eberhard Mock. Dla miłośników powieści Krajewskiego wszystko staje się jasne. Mock to prawdziwy twardziel, więc lektura „W otchłani mroku” poruszy nawet tych, którym poczucie trwogi nie jest bliskie.
Akcja toczy się, we wzajemnych zależnościach, w ciągu prawie siedemdziesięciu lat, od roku 1946 do roku 2012, we Wrocławiu. Trzeba będzie dociec, co pewien filozof z roku 2012 ma wspólnego ze zbrodniami z 1946…
Tym razem śledztwo prowadzi Edward Popielski. Z każdym kolejnym krokiem okazuje się, że ma do czynienia z najmroczniejszą stroną natury ludzkiej. Zło zatacza coraz szersze kręgi. Na naszych oczach bohater zmienia się, przechodzi autentyczną ewolucję. Krajewski tworzy bardzo dynamiczny i przekonujący profil bohatera.
Jak zwykle w książkach Krajewskiego ogromną wartością powieści jest klimat, jaki zbudował autor. Zespolił słowa, obraz i emocje, aby oddać odczucia zła i najciemniejszą stronę życia ludzkiego, zarówno jednostki, jak i człowieczeństwa, tworzącego na ziemi świat cierpienia i bólu, zła i śmierci. Jednocześnie też odczuwalna obecność śmierci została opisana mocno, ale nie dosadnie, obrazowo, ale nie przytłaczająco.
„W otchłani mroku” to kolejna znakomita powieść Marka Krajewskiego. Na pewno warto po nią sięgnąć, tym bardziej, że wiąże się z życiem uczelni i środowiskiem akademickim…