Ona piękna i młoda, on – z pozycją i ustabilizowany. Albo inaczej – ona ciesząca się szacunkiem społecznym, on szukający oparcia i dojrzałości. Na pierwszy rzut oka – zwyczajna miłość. Ale kiedy połączy wykładowcę ze studentką, albo panią profesor z magistrantem – od razu nabiera posmaku lekkiego skandalu.
Serce nie sługa – myślała studiująca na Akademii Ekonomicznej w Katowicach Eliza (imię zmienione), wychodząc z seminarium magisterskiego. Prowadzący je wykładowca – trzydziestokilkuletni wówczas Kamil – uśmiechał się do niej niemal bez przerwy przez półtora godziny wykładu. Ich flirt zaczął się wraz z początkiem roku szkolnego. Teraz, po pół roku znajomości, Eliza była gotowa spotkać się z Kamilem wyłącznie na gruncie prywatnym.
– Problemem było tylko „gdzie” i „kiedy” – wspomina dawna studentka. – Kamil mieszkał z żoną i dzieckiem, które niedawno się urodziło. Wiedziałam – z jego opowieści – że z rodziną nic go już nie łączy. Choć nie powiedział tego wyraźnie, wierzyłam że wkrótce się rozwiedzie. Dlatego Eliza nie oponowała, kiedy młody doktor zaproponował spotkanie w hotelu. To była sielanka: choć po pół roku o ich związku wiedział już cały wydział, kobieta była pewna, że kocha i jest kochana. – Planowałam na całego – wspomina. – Byłam na piątym roku, zamierzałam zostać na uczelni, wziąć z Kamilem ślub. Rodzicom jakoś bym wytłumaczyła, że rozwodnik to jeszcze nie koniec świata. Kochałam go. Jednak to nie rodzice Elizy okazali się największą przeszkodą dla tej relacji. – Dzisiaj wiem, że ten związek nie miał żadnych szans. Kamil nie traktował mnie poważnie, byłam tylko remedium na nudę i wypalające się małżeństwo. Zerwanie było nieprzyjemne, a ja zamknęłam sobie drogę na studia doktoranckie. Po całym tym romansie miałam wrażenie, że wszyscy wytykają mnie palcami. Z trudem obroniłam pracę magisterską i wróciłam do rodzinnego miasta.
Ćwiczenia w bibliotece
Od romansu Elizy minęło już kilka lat, mimo to wspomnienie nieudanego związku z wykładowcą jest wciąż bolesne. – Przeklinam to nieszczęsne seminarium i moją własną naiwność. Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy nie wdałabym się w romans z własnym wykładowcą. Również prowadząca prywatną praktykę psycholog Brygida Wawszczyk potwierdza, że związek z osobą o wyższej pozycji społecznej może kosztować wiele rozczarowań. – Studentka romansująca z wykładowcą naraża przede wszystkim na ostracyzm ze strony środowiska. Dla postronnych jej związek może być dowodem na to, że dobre wyniki w nauce czy szanse na przyszłą karierę zawdzięcza układom i kontaktom prywatnym – a takich ludzi zwykle się nie szanuje.
Nawiązywaniu romansów pomiędzy naukowymi pracownikami akademickimi a studentami sprzyjają kontakty na płaszczyźnie pozauczelnianej. – Na uczelni osoby studiujące i wykładające powinny wzajemnie oddziaływać na siebie bogactwem intelektualnej wymiany – mówi profesor Zbigniew Nęcki, psycholog, dyrektor Instytutu Zarządzania Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Emocje są w takiej relacji wyciszone, spoczywają raczej na drugim planie. Co innego w kontaktach prywatnych czy półprywatnych: wspólny wyjazd integracyjny czy naukowy, a nawet spędzanie czasu w jednej bibliotece. To może wzbogacić kontakt o wątki czysto emocjonalne. Znajomości rozgrywające się w przestrzeniach pozauczelnianych mają większe szanse na „ciąg dalszy”.
Serce do pary
Profesor o związkach wykładowców ze studentami opowiada chętnie. Nie ukrywa, że sam poznał swoją żonę, kiedy ona była młodziutką magistrantką, a on asystentem na wydziale psychologii. – Ale poznaliśmy się na obozie naukowym – dodaje. – Taki obóz pełen jest pokus, oczywiście nie tylko intelektualnych. Młode studentki i tylko odrobinę starsi asystenci – z tego musi cos wyniknąć, to przecież całkowicie ludzkie. Taki jest też obowiązujący wzór kulturowy – kobieta nieco młodsza od mężczyzny. Dlatego uczelniany asystent i magistrantka to wymarzona para. Na bliższe kontakty swoich znajomych z wykładowcami rozmaicie reagują sami studenci. – Nie podobają mi się takie historie – mówi Tomek, przyszły stomatolog z Krakowa. – To prowadzi do faworyzowania i niesprawiedliwego traktowania reszty studentów. Innego zdania jest jego kolega Łukasz: – Jeżeli zakochali się w sobie to czemu nie? Przecież w życiu różnie bywa.
W historii chyba każdej uczelni wyższej znaleźć można większe lub mniejsze skandale, związane z romansami wykładowców i ich uczniów. Niektóre pary do dziś związane są węzłem małżeńskim: aktorka Magdalena Zawadzka była najlepszą studentką Gustawa Holoubka, a Beata Ścibakówna to wychowanka reżysera teatralnego Jana Englerta. Są też pary, które za wszelką cenę chcą uniknąć rozgłosu. Anna poznała Miłosza, kiedy zgłosił się na jej lektorat z języka angielskiego. – Długo się sobie przyglądaliśmy, Anna była bardzo nieufna – opowiada Miłosz, który jest już trzy lata po obronie pracy magisterskiej. – Na początku byłem dla niej tylko jednym z wielu studentów, w dodatku kilka lat młodszym – nie traktowała mnie poważnie. Ale udało mi się przekonać ją, że jest dla mnie kimś wyjątkowym. Rzeczywiście – Miłosz i Anna mają już dziecko, wzięli ślub. Jednak o początkach swojej znajomości opowiadają niechętnie. – Dla mnie takie związki są nieprofesjonalne – mówi Anna. – Oczywiście miłość może zdarzyć się zawsze i każdemu, jednak sądzę, że sala wykładowa powinna służyć innym celom niż zawieranie miłosnych znajomości. Kiedy dzisiaj wspominam początki naszego związku, podziwiam Miłosza – wystawiałam go naprawdę na szereg ciężkich prób – śmieje się. – Do dziś niechętnie zwierzam się, w jakich okolicznościach poznałam męża.
Mistrz i Małgorzata
Relacja wykładowcy i studentki zawsze ma w sobie coś ze związku Mistrza i Małgorzaty, mistrza i ucznia. Wykładowca czy też wykładowczyni, będąca obiektem adoracji, jest wzorcem osobowościowym, kimś kto imponuje, kogo chce się naśladować. Nauczycielowi imponuje natomiast sam fakt, że się podoba, że jest traktowany jak autorytet. – W momencie gdy któraś ze stron czuje coś więcej, niż tylko sympatię – doradzałabym chłodne przeanalizowanie sytuacji, obliczenie zysków i strat – mówi Wawszczyk. – Szczególnie powinna to zrobić osoba, która ryzykuje więcej – studentka, student. Dla niej to dopiero początek dorosłego, uczelnianego życia, dopiero uczy się jego reguł. Tymczasem za „przeciwnika” ma osobę znacznie bardzo doświadczoną. Dwójka dorosłych ludzi ma prawo do decydowania o sobie i swoich uczuciach, jednak studenta i wykładowcę zawsze będzie łączył stosunek władzy. Warto o tym pomyśleć, angażując się w romans z osobą, z którą spotykamy się na jednej uczelni czy w tym samym instytucie.